wtorek, 24 grudnia 2013

Smutny świąteczny imagin z Louisem. CZEŚĆ I. ♥

 ~*~
Święta Bożego Narodzenia zbliżały się wielkimi krokami.Wszędzie już widniał wielkie transparenty i napisy świąteczne. W sklepach były wielkie wystawy w kolorach czerwieni i bieli.Nienawidziłaś tego okresu.Wszystko wydawało Ci się takie udawane,ale nie tylko dlatego nie lubiłaś świąt. Takie 'uroczystości' nie są super obchodzone w Domu Dziecka. Tak mieszkałaś tam od urodzenia.Mama Cię zostawiła w szpitalu z karteczka: Weźcie ją sobie. Milutko. Nienawidziłaś ich za to.Nie chciałaś nawet ich poznać chociaż pisali listy do Twojego ośrodka.Nie odpisałaś na żaden.Miałaś już 17 lat i byłaś najstarsza.Nie miałaś z kim pogadać.Byłaś sama w tym wszystkim.Był tu kiedyś taki chłopak,który przyjaźnił się z Tobą,ale kiedy wyszedł poza mury tego miejsca zapomniał o obiecywał,że nie zapomni.Ty go nadal kochałaś mimo,że byliście tylko przyjaciółmi .Brakuje Ci go. Kiedy pomyślałaś o nim miałaś łzy w oczach.Wiedziałaś,że niedługo miał urodziny,24 grudnia. To był jedyny plus świąt. Dlaczego.?Bo wiedziałaś,że jest gdzieś tam człowiek,który jest szczęśliwy i właśnie świętuje swoje urodziny. Głupie nie.?Ale dla Ciebie to było pocieszenie,bo wiedziałaś,że nie męczy się tak jak Ty w tym pieprzonym ośrodku.Louis. To było jego imię.Zawsze trzymałaś przy sobie jego zdjęcie.To ono pomagało Ci w trudnych chwilach.Teraz też na nie patrzyłaś,ale nie pomagało.Odłożyłaś zdjęcie na biurko i podeszłaś do okna. Padał gęsty śnieg,a samochodu szybko mknęły.Usiadłaś na parapecie i czekałaś.Na co.?
Na cud.
Liczyłaś na to,że te święta spędzisz z rodziną.Obojętnie jaką,ale rodziną.Tak bardzo pragnęłaś poczuć ciepło rodzinne.Choinka,zapach dwunastu potraw unoszący się w kuchni i rozchodzący się po całym domu..
Eh.
Marzenia się nie spełniają.Zostałaś tylko Ty w ośrodku.Wszyscy pojechali do swoich tymczasowych rodzin.Nawet Marcel.Twój przyjaciel z pokoju.Miał 15 lat.Lubiłaś go,ale nigdy nie zastąpił Ci Louisa.
-Wróć.-wyszeptałaś i po Twoim policzku spłynęła wielka łza.-Tak bardzo tęsknie.-dodałaś jeszcze cicho.Tak strasznie brakowało Ci go. Codziennie było coraz gorzej.Nie było już go od 4 lat. Nie pokazywałaś nikomu jak bardzo Ci go brakuje,ale serce Ci pękało z każdą informacją dotyczącą szczęśliwego związku Louisa i Eleanor. Nie umiałaś się z tego cieszyć.Z tego,że on jest szczęśliwy z kimś innym.Patrzyłaś tępo w okno i myślałaś o tym wszystkim. O tym,że jesteś po prostu nikim.Kolejne święta w Domu Dziecka bez niego. Tak naprawdę Twoje życie nie ma sensu.Brzmi banalnie,ale jest prawdziwe. Chciałaś zmienić swoje życie,ale razem z odejściem Louisa odeszło Twoje serduszko. Tak wiele się zmieniło.Ty się tak bardzo zmieniłaś.Nie rozmawiałaś z nikim. Po prostu siedziałaś w pokoju na swoim starym łóżku.Czasem porozmawiałaś z Marcelem,ale nie mówiliście o swoich uczuciach.Nagle usłyszałaś lekko zachrypnięty głos,ale to był tylko Twój dzwonek. Odebrałaś niepewnie.
-Hallo.?-zapytałaś.
-Hej. Jak się czujesz.?-usłyszałaś wesoły głos Twojego współlokatora.
-Szczerze.?Doskonale wiesz jak się czuje, Marcel.-powiedziałaś i przypomniałaś sobie co było rok temu,jak czternastolatek znalazł Ci z zakrwawionymi nadgarstkami leżącą ledwo przytomną w łazience. Tak robiłaś wiele rzeczy,które zostawiały na Twoim ciele trwały ślad.
-Eh.Chciałbym tam być,ale proszę nie rób tego ponownie.-powiedział lekko drżącym głosem.
-Yhhym.-powiedziałaś szczerze to nawet nie pomyślałaś o tym.Po prostu nie chciało Ci się iść po ostrze,a doskonale wiedziałaś gdzie jest.
-Proszę...
-Dobrze.Jak tam się bawisz u swojej rodziny.?-zapytałaś.
-Dobrze. -powiedział.
-No.ale opowiedz jak tam jest.?
-Cudownie. Naprawdę. Pokochałem ich.-mówił jakby weselszym głosem.
-Cieszę się,że jesteś szczęśliwy.-powiedziałaś szczerze. Traktowałaś go jak swojego młodszego braciszka,a on Ciebie jak starszą siostrę,której trzeba pilnować.Gadaliście przez jakąś godzinę.Pierwszy raz w życiu odważyłaś się powiedzieć Marcelowi co tak naprawdę Cię dręczy i niszczy od środka,ale on nie wiedział jak zareagować.Powiedział tylko kilka pocieszających słów i to tyle było z jego strony.Załamałaś się jeszcze bardziej.Po chwili pożegnaliście się i wróciłaś do rozmyślania nad swoim życiem,którego i tak nic nie zmieni na lepsze.Znów zaczęłaś płakać.Byłaś już zbyt długo silna.Ostatnimi czasy płakałaś ciągle,z byle jakiego powodu.Wiedziałaś,że coś złego się z Tobą dzieje,ale nie umiałaś tego zmienić,bo przyzwyczaiłaś się do tego bólu i cierpienia. Śnieg nie przestawał padać nawet na chwile. Cały czas sypało,a Ty siedziałaś i płakałaś na parapecie. Nagle poczułaś powiem zimnego powietrza na karku.
-Czemu płaczesz.?-usłyszałaś pytanie i zdziwiona odwróciłaś się i to co zobaczyłaś zaprało Ci dech w piersiach. Zobaczyłaś ducha. No prawdziwego ducha. Miała na sobie długą czerwoną sukienkę ,a włosy delikatnie opadały jej na duże lśniące białe skrzydła,które delikatnie się poruszały,a ona się unosiła nad Ziemią z gracją.Patrzyłaś na nią pełna zdziwienia i zaskoczenia. Nie wierzyłaś w duchy ani nic takiego. -Są święta Bożego Narodzenia,a Ty płaczesz.?Dlaczego.?-zapytała ocierając swoją dłonią Twoje łzy.
-Jestem nieszczęśliwa.-powiedziałaś patrząc na nią. Jej postać emanowała miłością i troską o wszystko w okół.
-Czemu.? Nie wolno Ci już płakać.Wiem,że za nim tęsknisz.Wiem ,że jest Ci Skarbie ciężko.-powiedziała delikatnym głosem.
-Czemu on o mnie zapomniał.?Obiecywał,że po mnie wróci.-powiedziałaś znów płacząc.
-Zabrać Cię do niego.?-zapytała patrząc na Ciebie.Dało się zauważyć,że w jej błękitnych oczach coś zgasło.
-Jak to zabrać.?
-Mogę Cię przenieść do niego na chwilę. Będziesz widziała wszystko z boku.On Ciebie nie zobaczy,ale Ty będziesz mogła go dotknąć i zobaczyć.-powiedziała.
-Tak.Chce.Proszę zabierz mnie do niego.-powiedziałaś.
-Tak w ogóle to jestem Duchem Świąt i nazywam się Lea.-powiedziała uśmiechając się delikatnie do Ciebie i wyciągnęła rękę w Twoją stronę.
Delikatnie ją chwyciłaś i zamknęłaś oczy tak jak Lea Ci kazała. Poczułaś się jakbyście się unosiły w przestrzeni i nagle mocny upadek na ziemię. Stałaś w kuchni. Sama.
-Jak będziesz chciała wrócić do pokoju wystarczy,że powiesz cicho moje imię i skończymy to.-powiedziała do Twojego ucha i więcej jej nie słyszałaś. Nikogo nie było w salonie.Rozejrzałaś się. Uważnie zapamiętywałaś każdy najdrobniejszy szczegół.Usłyszałaś jego głos. Wesoły,entuzjastyczny i taki śliczny. Był cholernie szczęśliwy.
-Beze mnie.-wyszeptałaś sobie pod nosem i ostrożnie położyłaś dłoń na przepychanych drzwiach,które prowadził do salonu. Ostrożnie i powoli wyszłaś z kuchni.Lea zapewniała Cię,że chłopcy ani nikt inny Cię nie zauważy. Miałaś szybki i nierówny oddech. Zamknęłaś na chwile oczy i zrobiłaś krok do przodu. Głos Louisa był coraz wyraźniejszy i głośniejszy. Otworzyłaś oczy.Stałaś z nim twarzą w twarz,ale on nie patrzył na Ciebie. Patrzył w stronę drzwi mówiąc o czymś do blondyna i chłopca z burzą loczków na głowie,którzy siedzieli na kanapie i zajadali kanapki oglądając jakąś komedie świąteczną. Patrzyłaś na Louisa ze łzami w oczach.Był piękny. Inny niż kiedyś,ale piękny. Był po prostu aniołem.
Tak bardzo chciałaś żeby Cię zobaczył,przytulił i powiedział,że będzie dobrze tak jak kiedyś to robił.Wyciągnęłaś delikatnie dłoń do przodu i dotknęłaś go. Zadrżałaś. Łzy napływały szybciej do Twoich oczu i nie mogłaś ich powstrzymać. Posmyrałaś go kciukiem po policzku.Rozpłakałaś się.
-Kocham Cię,Louis.-powiedziałaś,ale chłopak nawet nie zareagował. Nie widział Cię. Nie słyszał. Nie istniałaś dla niego.-Nawet nie wiesz jak mocno.-dodałaś płacząc cały czas. Nagle drzwi się otworzyły i po małym pomieszczeniu rozbrzmiał wesoły kobiecy głos. Momentalnie się odwróciłaś i zobaczyłaś śliczną wysoką brunetkę,słodko się uśmiechającą.
-Louis.!-krzyknęła i rzuciła się na chłopaka. Tomlinson uśmiechnął się szeroko i przytulił ją mocno do siebie.-Tęskniłam za Tobą.-powiedziała do jego ucha.
-Ja za Tobą też,Maluszku.-odpowiedział jej z uśmiechem podnosząc ją i okręcając się z nią w okół własnej osi śmiejąc się przy tym wesoło.
-Wiesz,że odliczałam dni do naszego spotkania.-powiedziała słodka brunetka patrząc na chłopaka . W ich spojrzeniu można było zobaczyć wszystko. Kochali się i to mocno.
-Hey,El.-powiedział wesoły blondyn z uśmiechem,a po chwili zabrzmiał słodki śmiech Loczka. Tak.Loczka.Tak go sobie nazwałaś.
-No Heyyy Nialler-powiedziała wysoka brunetka z uśmiechem i wróciła do rozmowy z Louisem. Zapatrzyłaś się na dłuższą chwilę na Loczka,ale kiedy tylko znów usłyszałaś głos El.Spojrzałaś na nich smutnymi oczami. Okazywali sobie czułości mówiąc ogromną ilość słodkich i czułych słówek,a Twoje serduszko pękało z każdym słowem coraz bardziej,ale nie chciałaś odchodzić. Tu było cudownie. Louis i El usiedli na kanapie obok Nialla,tego blondyna, a Ty stałaś za nimi i obserwowałaś Louisa płacząc cały czas. Nachyliłaś się nad jego uchem.
-Kocham Cię,Louis.Najmocniej na świecie. Nadal na Ciebie czekam w Domu Dziecka wiesz.?-wyszeptałaś delikatnym,ale lekko drżącym głosem. Miałaś już wołać swojego Ducha,ale Louis nagle się odwrócił i czułaś jak patrzy w Twoje oczy. Zamarłaś.Czy on Cię widział.?Nie. To nie możliwe. Odkręciłaś głowę i w bok i po chwili znów na niego spojrzałaś, a on nadal się w Ciebie wpatrywał.
- [ T.I ]-wyszeptał cichutko.Nikt nawet nie zwrócił na niego uwagi. W pewnym momencie potrząsnął głową i wrócił do oglądania telewizji i migdalenia się z Eleanor,a Ty rozpłakałaś się  bardziej.Nie mogłaś pojąć tego,że jest szczęśliwy z inną dziewczyną. Co rusz ocierałaś łzy. Teraz zrozumiałaś wszystko..Jesteś po prostu nieszczęśliwa. Nie chciałaś żyć bez niego.Nie chciałaś teraz tu być.Chciałaś już wrócić do domu.
-Lea..-szepnęłaś trzymając dłonie na sercu,które biło bardzo szybko.Ona natychmiast się pojawiła i objęła Cię swoimi chudymi ramionami przytulając do siebie.
-Nie płacz Skarbie.Liczy się to,że jest szczęśliwy tak.?-zapytała swoim delikatnym i melancholijnym głosem. Pokiwałaś lekko głową.
-Kocham Go.-wyszeptałaś.-Nawet nie wiesz jak mocno.-powiedziałaś załamana i zdruzgotana. Nie mogłaś nic zrobić.Lea na Ciebie spojrzała.
-Posłuchaj..-odsunęła Cię od siebie.-Jest pewna zasada......ummm..nie tak...inaczej...Chcesz być na miejscu tej brunetki.?-zapytała , a Ty spojrzałaś na nią pytającym wzrokiem.-Chcesz być z Louisem.?-zapytała ponownie.
-No chce.-powiedziałaś.
-Mogę zrobić tak,że będziesz na miejscu Eleanor..-powiedziała.
-Jaki jest warunek.?
-Żaden. Będziecie żyli szczęśliwi ze sobą..-mówiła spokojnie. 
-Zawsze są jakieś warunki.-powiedziałaś .
-Tutaj nie ma. Poproś a ja to uczynię.-powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Proszę.-powiedziałaś z nadzieją. Upadłaś.Zamknęłaś oczy,ale szybko je otworzyłaś.
-[ T.I ] ,Kochanie nic Ci nie jest.?-usłyszałaś głos Louisa,a za chwile leżał na śniegu koło Ciebie śmiejąc się. Spojrzałaś na niego,a on rzucił się na Ciebie śmiejąc się. Uśmiechnęłaś się szeroko i patrzyłaś na niego nadal w szoku.-Co jest.?-zapytał poprawiając czapkę z uśmiechem i pocałował Cię już czerwony nosek.
-Nic.-powiedziałaś uśmiechając się jeszcze szerzej.-Kocham Cię.-powiedziałaś patrząc na niego.
-Wiem Kochanie..mówiłaś mi to kilka sekund temu.-zaśmiał się.-Ja Ciebie bardziej.-dodał jeszcze i złączył wasze wargi w czułym pocałunku.Natychmiast oddałaś pieszczotę z uśmiechem na twarzy.-To jak wracamy do lepienia Marcela.?-zapytał z uśmiechem.
-Marcela.?-zapytałaś unosząc brew.
-No tak.. Tak nazwałaś naszego bałwana.-wytłumaczył Ci z uśmiechem.
-Ahhh,no tak...Chodźmy.-powiedziałaś z uśmiechem. Louis się podniósł i pomógł Tobie wstać z uśmiechem.Otrzepałaś się ze śniegu i ruszyliście w stronę ogródka i zaczęliście lepić bałwana. Cały czas się śmieliście i żartowaliście z siebie nawzajem. Droczyłaś się z nim śmiejąc się.
-Moja kula jest ładniejsza.-powiedziałaś pokazując mu język śmiejąc się.
-Co.?Właśnie,że nie.!-powiedział Louis patrząc na swoja kule.
-Właśnie,że tak.-powiedziałaś kładąc ręce na bioderka. Spojrzał na Ciebie i szedł powoli w Twoją stronę.
-Moja kula jest ładniejsza.-powiedział lekko zachrypniętym głosem,a Tobie przebiegły ciary po plecach. Powoli odsuwałaś się od niego idąc w stronę domu i śmiejąc się pod nosem.
-Nieee.-powiedziałaś drocząc się. Louis już nie odpowiedział tylko zaczął Cię gonić śmiejąc się razem z Tobą.Biegaliście po całym podwórku,a Tommo nie mógł Cię złapać.W końcu złapał i przygwoździł swoim ciałem do tylnej ściany domku.
-Nooo i co mam Ci teraz zrobić.-zaśmiał się zjeżdżając rączkami na Twoje biodra.
-Ummm....puścić.-powiedziałaś śmiejąc się.
-O nie nie nie..-zaśmiał się.-Zasługuje pani na kare.-zaśmiał się i przygryzł Twoją wargę z uśmiechem.Mruknęłaś.
-Niby za co.?-zaśmiałaś się patrząc w oczy chłopaka.
-Kłamstwo,ucieczka..-zaśmiał się wymieniając.
-Kłamstwo.?
-No tak,a kto powiedział,że moja kula jest brzydsza od Twojej.?-zapytał z wyrzutem i słodkim uśmiechem na twarzy.
-Ale to nie jest kłamstwo,bo moja jest ładniejsza.-powiedziałaś zagryzając swoją wargę.
-Wiesz,że znam Twój czuły punkt.?-zapytał nagle z uśmiechem patrząc na Twoją szyjkę.
- Nie..o nie...nawet nie próbuj..-powiedziałaś dociskając szalik do szyi.Louis się zaśmiał.
-O tak..-powiedział chichocząc ujął Twoje nadgarstki w dłonie i unieruchomił je na wysokości twojej główki.
-Louis..-jęknęłaś niezadowolona.
-Tak.? Jakiś problem.?-zapytał i posmyrał Cię noskiem po policzku.Nie odpowiedziałaś.-No właśnie.-zaśmiał się i delikatnie zębami odwinął Twój szalik wystawiając sobie Twoją szyjkę. Chciałaś wyrwać mu ręce,ale było za późno,bo chłopak przyssał się mocno do Twojej szyi. Jęknęłaś głośniej niż się spodziewałaś, a nogi się pod Tobą ugięły.Chłopak powoli jeździł językiem po Twojej skórze i przygryzał ją.Oderwał się zostawiając dużą malinkę na Twojej szyi.
-Jest śliczna.-sam się pochwalił.-Ale samej jej będzie smutno...-zachichotał.
-Nie już nie...-powiedziałaś patrząc na niego.Wiedział jak to na Ciebie działa.-Nie malinki,nie na szyi.-powiedziałaś szybko oddychając.
-Za późno..-powiedział naciskając na Ciebie bardziej i przyssał się w drugie miejsce.Troszkę pod poprzednią z uśmiechem,a Ty znów zaczęłaś jęczeć i śmiać się na przemian szybko oddychając. Kiedy skończył zaczął całować Twoja szyjkę z uśmiechem na ustach. Kiedy wycałował jedną stronę, przeniósł się na drugą.
-Nie uważasz,że trzy malinki to za dużo.-powiedziałaś wesołym głosem.
-Może,ale widzę ,że Tobie podoba się to co robię.-zaśmiał się i przyssał się trzeci raz do Twojej szyjki z uśmiechem. I znów powtórka z rozrywki.Nogi się pod Tobą ugięły i znów jęczałaś śmiejąc się na zmianę.
-Louisss....-wyszeptałaś kiedy był w trakcie robienia malinki i odchyliłaś głowę na bok,ale to nie przeszkodziło chłopakowi.
-Myślę,że trzy to wystarczająca kara.-zaśmiał się wprost do Twojego ucha i przygryzł jego płatek z uśmiechem. Zamruczałaś zginając nogę w kolanie, nieświadomi przejeżdżając kolanem po jego kroczu. Uśmiechnął się zadziornie,a z jego ust wydobył się cichutki jęk. Spojrzałaś w dół i zaśmiałaś się.
-Oooooo....-zamruczałaś śmiejąc się.
- I z czego się śmiejesz co.?-zapytał patrząc na Ciebie z uśmiechem.
-Z Ciebie.-zaśmiałaś się.
-Ze mnie.?-zapytał głosem,który w jednym momencie podniecił Cię.
-Tak.-odpowiedziałaś zagryzając wargę.
-Nie zagryzaj wargi.-powiedział z uśmiechem patrząc na Twoje śliczne usta.
-Bo co.?-zapytałaś uśmiechając się.
-Ty dobrze wiesz co.-nadal mówił tym swoim głosem.
-Przestań.-powiedziałaś wyraźnie podniecona.
-Czyżbym Cię podniecał.?-zapytał całując Cię w miejsce za uszkiem.
-Może.-zaczęłaś się z nim droczyć.
-Ojjj..Louis..nie poruchasz.-usłyszeliście śmiech Nialla i Harrego. Tomlinson się roześmiał,a Ty zawstydziłaś się. 
-Boziuuu-zaśmiałaś się pod nosem.Louis puścił Twoje nadgarstki i złapał Cię za rączkę cmokając zewnętrzną stronę Twojej łapki.
-Chodźmy do domu.-powiedział z uśmiechem. -Nos Ci zaraz odpadnie.-zaśmiał się. Udaliście sie w stronę wejścia do domu i zdjęliście buty,kurtki,czapki,szaliki i rękawiczki.
-Zayn zrobisz nam herbatkę.?-zapytałaś widząc,że idzie do kuchni.
-Pewnie,Mała.-powiedział a Ty i Lou rozwaliliście się na kanapie i owinęliście się kocami.Tak właśnie spędziliście ten wieczór,przytulając się i okazując sobie czułości. Zasnęliście tak w swoich objęciach z uśmiechami na ustach. Pierwszy raz od tak długiego czasu zasnęłaś szczęśliwa i taka się obudziłaś. Otworzyłaś delikatnie oczy i ujrzałaś pod sobą śpiącego Louisa. Miał delikatnie rozchylone wargi,poczochrane włoski...Sam się prosił o to,żeby go obudzić.Zachichotałaś cichutko pod nosem i przejechałaś pazurkiem po szyjce Louisa. Przekręcił główkę na bok i mruknął coś pod nosem. Postanowiłaś się odwdzięczyć i delikatnie pochyliłaś się nad jego szyjką.
-Nawet nie próbuj...-usłyszałaś zachrypnięty głos Louisa,zaśmiałaś się i nie posłuchałaś go.Przyssałaś się do jego szyi. Usłyszałaś mruknięcie z jego ust . Przejechałaś językiem po jego skórze i podgryzałaś jego szyjkę. Chłopak uśmiechał się słodko i zajęczał cichutko.
-Widzę,że od rana tylko jedno wam w głowie.-usłyszeliście melancholijny głos Liama,który usiadł na fotelu obok kanapy. Nie oderwałaś się tylko nadal pieściłaś jego szyję swoimi ustami. Po kilku chwilach się oderwałaś.
-Jest śliczna.-pochwaliłaś sama siebie z uśmiechem na ustach.
-Jaka duuuuża...-zaśmiał się Liam,a Lou patrzyła na Ciebie z iskierkami w oczach.
-No co.?-zapytałaś patrząc na niego.
-Nic. Obmyślam zemstę,Mała.-powiedział śmiejąc się. Wsunął cieplutkie dłonie pod Twoja koszulkę i delikatnie dotykał Twoich plecków.Uśmiechnęłaś się kładąc główkę na jego torsie.Uśmiechnął się słodko.
-Kocham Cię,Słodka.-wyszeptał,a na Twoich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
Przeleżeliście tak sobie na kanapie do południa. Co jakiś czas dokuczaliście sobie śmiejąc się przy tym.Uwielbiałam tak spędzać czas. Znaczy..umm podobało mi się,bo w sumie to nasz pierwszy dzień razem,a z tego co się dowiedziałam jesteśmy już dwa lata ze sobą.No kto by pomyślał.?!Spojrzałaś na chłopaka z uśmiechem.
-Hallo,Kocie...znów mnie nie słuchasz...-powiedział całując Cię w nosek.
-Słucham,słucham no..-powiedziałaś z uśmiechem.
-Więc co powiedziałem.?-zapytał z tym swoim uśmieszkiem.
-Że mnie kochasz.
-Tak.?
-Tak, i że jestem najlepsza na świecie i,że lubisz mnie najbardziej i ,że zaraz się zbieramy na zakupy świąteczne, a ja Ci powiem,że bardzo ,ale to bardzo bardzo Cię kocham mój głupku/-powiedziałaś i złączyłaś wasze wargi ze sobą.Chłopak nawet nie protestował tylko z uśmiechem na ustach oddał pieszczotę.
-To co idziemy.?-zapytałaś smyrając go po szyjce
-No to wstawaj mała.
-Mała to jest Twoja..
-Cisz,cisz,cisz...-uciszył Cię i usiadł z Tobą na kanapie pocałował jeszcze raz i wstał.Zwinnie zeskoczyłaś z jego rączek i udałaś się na górę do waszej sypialni.Zrzuciłaś wczorajsze ubrania i bieliznę. Podeszłaś szybciutko do komody i założyłaś morelowy komplet. Lubiłaś go był wygodny i ładny. Zebrałaś brudne ubrania i od razu wrzuciłaś je do pustej pralki. 
-Macie jakieś brudne ubrania do prania.?-krzyknęłaś z łazienki.
-Nie. Ja ostatnio swoje prałem.-usłyszałaś głos Liama,a zaraz po nim zawtórował Nialler.
-Byłbym wdzięczny gdybyś wstaa--powiedział Zayn wchodząc do łazienki i zatrzymał się kiedy zobaczył Cię w samej bieliźnie schylając się po rzeczy z kosza na brudy.Przełknął głośno ślinę, co dało sie usłyszeć.
-Tak.Daj Zayn.-powiedziałaś odwracając się do niego z uśmiechem.Wzięłaś od Mulata kilka czarnych koszulek i kilka spodni dresowych.
-Dzięę...dziękuje.-odpowiedział patrząc na Ciebie.
-Nie ma za co. Zapytaj jeszcze Harrego czy ma brudne rzeczy.Mam jeszcze nie pełna pralkę.-powiedziałaś kucając przed białym urządzeniem i zaczęłaś starannie wkładać ubrania chłopaka do pralki. 
-Jasne.-usłyszałaś jego głos,a następnie kroki. Po kilku minutach zjawił się znów w łazience z większą kupką ubrań .
-No ja mam troszkę więcej do prania.-powiedział Harry.
-Oooo, sam się pofatygowałeś.-powiedziałaś z uśmiechem odwracając się do niego przodem.Stał blisko Ciebie zbyt blisko. Momentalnie spuścił wzrok w dół.
-Oczy mam wyżej.-zaśmiałaś się i wzięłaś od niego ubrania kucając przed pralką ponownie wrzuciłaś ubrania i zamknęłaś małe drzwiczki od pralki. Wysunęłaś szufladkę i wsypałaś miarkę proszku oraz wlałaś odrobinę lawendowego płynu płukania. Nastawiłaś urządzenie i odkręcając się wpadłaś na Harrego.
-Jesteście razem szczęśliwi.?-zapytał patrząc mi w oczy.
-Umm...Myślę,że tak...-spojrzałaś na niego zaskoczona.-Mówił Ci coś.?Coś jest nie tak.
-Nie. Tak po prostu pytam. -odpowiedział i widziałaś,że z Harrym było coś nie tak.
-Powiedz mi.Widzę przecież,że coś Cię meczy.
-Nie,nic. Już zapomnij.-powiedział i wyszedł z łazienki. To prawda. Zachowanie Twojego przyjaciela było dosyć dziwne,ale nie chciał gadać to nie będziesz go zmuszać do rozmowy. Dobra kogo chcesz oszukać.Samą siebie. ? Chciałaś go zmusić do rozmowy,ale nie wiedziałaś jak. A co jeżeli Louis mu się skarżył. Co jeżeli coś mu się w Tobie nie podoba..Zaczęłaś się serio zamartwiać tym czy wszystko z Tobą okey. Poszłaś zamyślona do waszego,Twojego i Lou, pokoju i zaciągnęłaś na siebie bordowe spodnie,a do tego jasny bezowy sweterek. Włosy rozczesałaś delikatnie gładząc je ręką. Wytuszowałaś rzęsy i spojrzałaś w swoje odbicie. 
-Jest okey...chyba...nie nie jest okey.-powiedziałaś i patrzyłaś jeszcze przez chwilkę w swoje odbicie i zastanawiałaś się nad sobą.
-Kochanie...chodź już..!-usłyszałaś melancholijny głos Loueha,który dobiegał z dołu. Wzięłaś swoją torbę i zeszłaś powoli po schodach udając się po swoje butki i założyłaś je,a następnie włożyłaś na siebie kurtkę z delikatnym uśmiechem.Zauważyłaś,że Louis Ci się przygląda już ubrany.
-No co.?-zapytałaś owijając czarny szalik z uśmiechem.
-Harry z nami pojedzie.-powiedział patrząc nadal na Ciebie.
-Dobrze.-zgodziłaś się z uśmiechem.Bardzo lubiłaś Harrego,z resztą tak jak całą resztę. Byliście jedną wielką rodziną . Wiem,wiem.Brzmi to tak...idealnie,ale tak było. Traktowaliście się tak jak traktują się siostry i bracia. Kochałaś te więzi między Wami. Po krótkiej chwili znaleźliście się w samochodzie. Zapieliście pasy i ruszyliście. Lou kierował.Był skupiony i jechał uważnie,nie za szybko,ale też i nie za wolno. Patrzyłaś w szybkę. Londyn zimą był cudowny. Po prostu piękny. Na niebie widniało blade słońce,które wcale nie grzało,ani troszkę,ale rozpraszało cudowne promienie na bialusieńkim niebie,z którego leciały cudowne płatki śniegu. Uśmiechnęłaś się sama do siebie i podziwiałaś widoki zza szybko,podczas gdy chłopcy gadali o swoich sprawach. Nie przysłuchiwałaś im się. Jednak  wiedziałaś,że gadają o nowej płycie. Cieszyłaś się,że im się powodzi i trzymałaś za nich kciuki, chociaż wcale nie musiałaś. Doskonale wiedziałaś,że One Direction będzie na szczytach list jeszcze długie,długie lata.Nawet nie spostrzegłaś kiedy byliście przed centrum handlowym 'View'.Bardzo je lubiłaś.Zawsze mogłaś tam kupić wszystko. Dosłownie wszystko.Wysiadłaś z samochodu i zamknęłaś drzwi czekając na chłopaków.Pewnym krokiem ruszyliście do centrum i od razu udaliście się do waszego ulubionego sklepu. Rozmawialiście i śmialiście się ciągle ze wszystkiego. Robiliście sobie zdjęcia śmiejąc się ciągle. Kupiliście to co mieliście i opuściliście sklep z uśmiechami i torbami w rekach.Chodziliście i miło spędzaliście czas. Kiedy mieliście już wychodzić Harry zrobił się głodny więc poszliście do pizzerii. 
- Jaką zamawiamy.?-zapytałaś przeglądając menu.
- Peperroni. - powiedzieli chłopcy jednocześnie.Uśmiechnęłaś się i złożyliście zamówienie na dużą pizze,dwie cole i koktajl arbuzowy. Kelner zapisał wasze zachcianki i wesołym krokiem udał się do kuchni,aby złożyć zamówienie. Louis uśmiechnął się.Siedział naprzeciwko Ciebie,a obok niego Harry. Obaj mieli czerwone nosy i niezarumienione policzki.Patrzyłaś  na nich dłuższą chwilę z uśmiechem.
-Jesteśmy brudni.?-zapytał Hazz.
-Nie.-odpowiedziałaś.
-Więc czemu tak patrzysz.?-zapytała z uśmiechem Twój chłopak.
-A to już nie mogę sobie popatrzeć na Was.?-zapytałaś pokazując im język śmiejąc się.Zaśmiali się,a przy stoliku ni stąd ni zowąd pojawiła się grupka fanek.
-Wow,jesteście tu. Wow..to takie....wow.-powiedziała wysoka brunetka z jaśniejszymi końcówkami.Louis się zaśmiał patrząc na nie.
-Jesteśmy wiernymi fankami. Byłyśmy na wszystkich koncertach ostatniej trasy. Nie wierzę,że teraz was tu spokałyśmy. Możemy zrobić sobie z wami zdjęcie.?-zapytała blondynka z szerokim uśmiechem. Siedziałaś i patrzyłaś na tą całą sytuację z szerokim uśmiechem, Gołym okiem można było zobaczyć Twoją dumę. To było dla Ciebie niesamowite. Twój Loui być może uratował życie czy pomógł tym dziewczynom,być może teraz żyły dzięki niemu,dzięki nim. To było coś wspaniałego.Chłopcy wstali i zajęli się fankami. 
-Larry is real.-krzyknęła jedna z dziewczyn,która już odchodziła od nich, Poczułaś się dziwnie,ale za to Harry się uśmiechnął pod nosem.Patrząc na Louisa. Wstałaś i pokazałaś,że idziesz się przewietrzyć na chwilkę. Louis patrzył  przepraszającym wzrokiem na Ciebie,ale skinął głową,a fanek było dwa razy tyle.Stałaś na zimnym powietrzy i zastanawiałaś się czy to może być prawda..Czy Harry może kochać Louisa.? Patrzyłaś przed siebie.Poprawiłaś kurtkę.Podeszło do Ciebie kilka dziewczyn.
-Odejdź od niego.-powiedziała jedna.
-Słucham.?-zapytałaś zszokowana.
-Nie widzisz,że oni się kochają.-powiedziała ta sama.
-Spójrz Tylko na nich.-powiedziały.Patrzyłaś na nie w ogłupieniu i odkręciłaś głowę i spojrzałaś przez szybę. Rzeczywiście. Harry patrzył na niego w taki sposób...Spuściłaś wzrok.
-I co widzisz.? Widzisz prawdziwą miłość..-spojrzałaś ponownie na nich.Louis patrzył Harremu w oczka mówiąc coś do niego na ucho.-Widzisz.? Louis patrzy tak na Ciebie jak patrzy na Harrego.?-zapytały dziewczyny. Spojrzałaś na nie.-Daj im spokój i wynieś się z ich życia.-powiedziała wysoka blondynka. Nic nie powiedziałaś tylko weszłaś do restauracji,wzięłaś swoją torebkę.
-Muszę iść.-powiedziałaś do Louisa.-Zjedzcie i wracajcie do domu. Ja jeszcze muszę wstąpić do paru miejsc.-powiedziałaś do Lou i cmoknęłaś go w polik chociaż wiedziałaś,że czekał na buziaka w usteczka. Wyszłaś z pizzerii zostawiając ich tam i udałaś się do parku. Zawsze tam siedziałaś kiedy miałaś jakiś problem. Doskonale pamiętałaś wszystkie wydarzenia z Domu Dziecka,chociaż w tym życiu nawet tam nie byłaś. Do Twojej głowy napływało tysiące myśli. Jedna przekrzykiwała drugą,druga trzecią i tak ciągle. Jak mogłaś nie zauważyć tego jak Louis patrzy na Harrego. ? Jak mogłaś.? Czułaś się podle. A co jeżeli Louis byłby szczęśliwszy z Harrym.? A co jeżeli wszystko psujesz.? A co jeżeli jesteś tylko ścianą blokującą gorące uczucie kłębiące się w dwóch, zagubionych ciałach młodych chłopców.?Co jeżeli Ty byłaś czymś najgorszym i najtrudniejszym w życiu Harrego.? Coś zakuło Cię w sercu. Patrzyłaś przed siebie. Myślałaś. Zatraciłaś się w cichym szepcie swojego serca i głośnym wołaniem rozumu domagającego się Twojej uwagi w stu procentach. 
-Lea.-wyszeptałaś z nadzieją,że się tu zjawi. Nic. -Lea.-powtórzyłaś,ale nadal nic. Zamknęłaś oczy,a spod powieki po Twoim porcelanowym policzku spłynęła łza potem kolejna,kolejna,kolejna i kolejne. Szybkim ruchem ręki otarłaś je bojąc się,że ktoś to widział. Rozejrzałaś się i spostrzegłaś siedzącego mężczyznę obok. Był inny niż wszyscy...Dosłownie. Spojrzałaś na niego wystraszona.
-Witam. Nazywam się Maxxie i jestem Duchem minionych świąt.-powiedział z ciepłym uśmiechem. Duch,chłopak...wyglądał na 19 góra 20 lat. Był wysokim blondynem z cudownymi oczkami. 
-Co.?-zapytałaś nie rozumiejąc go.
-Wstań i złap mnie za rękę.-powiedział tylko i wyciągnął bladą dłoń w Twoją stronę. Ujęłaś jego rękę i ziemia osunęła Wam się spod nóg. Wpadliście w ciemny wir i z wielkim hukiem udaliście na asfalt ciemnej,wąskiej uliczki.
-Gotowa.?-zapytał patrząc przed siebie. Pokiwałaś twierdząco głową.Pewnym krokiem podeszliście do małego domku,który znajdował po drugiej stronie uliczki.Podeszliście do okna. To co zobaczyłaś sprawiło,że łzy ponownie zebrały Ci się w oczach .Dzieciństwo.
Ty.Mama. Siostra.Brat.Babcia.Wigilia. Stół pełen jedzenia,wysoka choinka z prezentami pod sobą. Mama wesoło podśpiewując kręciła sie przy stole wigilijnym i poprawiała szczegóły. Christian i Annie biegali wesoło dokuczając sobie. Byli już wtedy nastolatkami. Uwielbiali sobie dokuczać. Babcia siedząca przy kominku czytająca swoją ulubiona lekturę. W ręku jak zwykle trzymała zdjęcia dziadka. I Ty. Mała,bezbronna,kilkuletnia. Siedziałaś na kanapie jedząc w tajemnicy słodycze podkradzione z prezentów. Zajadałaś się tak,żeby mama i rodzeństwo nie zobaczyli. Taty nie było.Nie wiedziałaś czemu.Nie pamiętałaś gdzie był. Wszyscy byli szczęśliwi. Każdy zajmował się tym co kochał najbardziej na świecie. Nadal nie mogłaś sobie przypomnieć gdzie jest Twój tata. 
-Gdzie jest mój tata.?-zapytałaś patrząc na Ducha.
-Zobaczysz.-powiedział spokojnym głosem i odkręcił Twoją głowę w stronę okna.Obserwowałaś wszystko uważnie i nagle w jednym momencie wszystko Ci się wyjaśniło.To były te święta. Dokładnie te,w których trafiłaś do ośrodka.
-Nie..Nie chce już..
-Musisz.-powiedział spokojnym głosem.Zamilkłaś i nagle Chris zaczepił nogą o kabel.Tata wszedł do domu.Choinka przewracała się prosto na babcie.Krzyk,płacz,a potem tylko ogień.Wszędzie płomienie.Nic więcej.Tylko dym.
-Mamo..!-krzyknęłaś odruchowo. Tęskniłaś za nią.Bardzo chciałaś mieć mamę,z która mogłabyś porozmawiać tak jak w takich filmach o nastolatkach. Nadal nie rozumiałaś dlaczego tylko Ty przeżyłaś z tego całego dramatu. Straż pojawiła się w mgnieniu oka. Zabrali Ciebie i znów tam wskoczyli.Szukali,starali się,ale było już za późno. Oni już odeszli. Zostawili ich ciała tam. Chris i Annie przy kominku koło babci,a mama przy stole wigilijnym.Tata został w salonie,przy samym wejściu.
-Tatoo..-wyszeptałaś i rozpłakałaś się widząc to wszystko jeszcze raz. Wszystko w Tobie odżyło.Twoje serce na nowo umarło.Rozpadło się na miliony kawałeczków.
-Zabierz mnie stąd.-powiedziałaś płacząc jeszcze bardziej.-Zabierz.-powtórzyłaś.Nie musiałaś długo czekać,ponieważ po krótkiej chwili znalazłaś się znów w parku. Znów siedziałaś na zimnej ławce. Schowałaś głowę w dłonie i zaszlochałaś nie mogąc sobie poradzić z napływem wspomnień sprzed chwili. Tak bardzo bolała Cię śmierć bliskich. Tak bardzo za nimi tęskniłaś.Nie miałaś żadnym pamiątek po nich. Nic. Ahh..zapomniałaś o jednym zdjęciu.Miałaś je ciągle przy sobie.Spojrzałaś w górę. Londyn zimą był cudowny.Kochałaś to miejsce,ale jednak nie czułaś się tu wystarczająco dobrze. Nadal nie wierzyłaś w to,że to przed chwilą się stało,ze ten duch...te święta....Louis...Ehh..Wszystko było mega dziwne. Nie mogłaś się w tym odnaleźć.Siedziałaś tak przez dłuższy czas. Byłaś święcie przekonana,że zaraz pojawi się kolejny Duch ,który chcąc być miłym pokaże Ci tegoroczne święta,ale tak się nie stało. Siedziałaś do samego wieczora.Twoje myśli biły się ze sobą. To było coś okropnego.Czułaś się rozdarta,zbita,skatowana przez własne myśli,które napływały coraz bardziej i bardziej do Ciebie. Chciałaś je odganiać,ale nie dawałaś sobie rady. W Twoich oczach zebrały się łzy.Zacisnęłaś mocno wargi.Nie chciałaś płakać,ale już nie mogłaś się powstrzymać. Nie wytrzymałaś i pozwoliłaś ujść z Ciebie emocjom.łzy powoli znaczyły ścieżkę na Twoim śnieżnobiałym policzku. Teraz kiedy zaczęłaś zagłębiać się w swoje postępowanie doszłaś do wniosku,że okłamujesz Louisa. Przecież on nie wie o tym wszystkim. O nie wie o niczym. Czułaś się tak podle i beznadziejnie,że żadne słowa tego nie umiały,ani nie mogły opisać.Podciągnęłaś nogi pod brodę i cichutko sobie szlochałaś. Kiedy już zdążyłaś się uspokoić zapadł zmrok.Słońce już dawno temu się schowało.Spojrzałaś na zegarek,była dopiero 18,ale z każdą minutą robiło się coraz ciemniej i ciemniej. Otarłaś szybko łzy.
-Tu jesteś Skarbie.-usłyszałaś głos Louisa,który siadał już koło Ciebie na ławce.
-Muszę Ci coś powiedzieć...-zaczęłaś niepewnie..
-Tak wiem wiem..Kochasz mnie ja Ciebie tez.-powiedział z uśmiechem na ustach.Tak bardzo kochałaś uśmiech Lou.
- Nie,Lou. Nie o to chodzi.-powiedziałaś zmartwiona tym,że chłopak może Cię zostawić.
-Więc o co.?-zapytał zaniepokojony.
-Bo widzisz..powiedz mi jak się poznaliśmy.?-zapytałaś patrząc w oczy chłopaka.
-Umm..to było dokładnie dwa lata temu.Chodziłem po centrum handlowym i szłaś chyba z jakąś wycieczka czy coś..w każdym bądź razie była z Tobą jaką starsza kobieta i była jakaś Twoja paczka..znajomych.Śmiałaś się i przechadzałaś gadając ze wszystkimi...
-Jestem z Domu Dziecka.-w końcu powiedziałaś przerywając mu/
-Co.?-zapytał.
-To co się teraz dzieje...jest serio dziwne i mnie przerasta.-powiedziałaś.Nie wiedziałaś jak ubrać to w słowa,żeby go nie urazić czy coś.Patrzył na niego.
-Ale jak to dziwnie.? Od dwóch lat jest praktycznie tak samo.....-przerwał-aaahhh o to chodzi..? Od dwóch lat jest tak samo..chcesz mnie zostawić.?-zapytał zdruzgotany tą myślą.
-Nie nie nie...-powiedziałaś kręcąc głową.-Posłuchaj mnie uważnie..Wiem,że być może mi nie uwierzysz,ale nie umiem Cię dłużej okłamywać.-powiedziałaś uważnie go obserwując.
-Okłamywać.?-przerwał Ci, nie rozumiejąc o czym do niego mówisz.
-Tak naprawdę to wszystko jest dziwne. Jestem z Domu Dziecka i nie jesteśmy ze sobą od dwóch lat.. Tak naprawdę od dwóch lat byłeś z Eleanor.-powiedziałaś spokojnie,ale jąkałaś się. Nie wiedziałaś jak to dokładnie mu opisać.-Pewnego wieczoru,kiedy zapomniałeś o mnie...bo tak w ogóle Ty też byłeś w 'Bidulu'-powiedziała-pokochałam Cię,ale potem zniknąłeś i zapomniałeś o mnie.- powiedziałaś.-Wszystko zaczęło się od tego,że siedziałam na parapecie i ona się zjawiła.-powiedziałaś-Lea,anielica,która przeniosła mnie do waszego domu i mogłam chwile was pooglądać jak żyjecie ,tak z boku, Wy mnie w sumie nie widzieliście,ale mniejsza o to. Wtedy właśnie przyjechała do Ciebie El,dawno się nie widzieliście chyba i ja się jeszcze bardziej zdołowałam,bo kochałam ,znaczy kocham Cię calutkim serduszkiem jak nikogo innego i wtedy Lea znów się zjawiła i powiedziała,że pod jednym warunkiem,którego mi nie zdradziła, może podstawić mnie na miejsce El..-powiedziałaś- i ja się zgodziłam i upadłam,a kiedy otworzyłam oczy leżałam przed domem,a Ty do mnie podbiegłeś...to wszystko Louis jest dziwne. Nie wiem co mam o tym myśleć.-powiedziałaś patrząc na niego.Nawet nie spostrzegłaś kiedy zaczął padać gęsty i gruby śnieg. Chłopak wpatrywał się w Ciebie swoimi wielkimi oczkami i zaniemówił. Zlustrował Cię od góry do dołu i otworzył buzię.Chyba chciał coś powiedzieć,ale za chwilę zamknął i nic nie mówił.Siedzieliście przez dłuższą chwilę w takiej idealnej ciszy.-Louis powiedz coś...-poprosiłaś cały czas trzymałaś jego rękę.Chłopak spojrzał przed siebie. Wstał gwałtownie i stanął przed Tobą.-Proszę..-wyszeptałaś,ale chłopak nadal milczał.


CDN
______________


No Hej. 
Witam w kolejnym imaginie,a raczej jego krótkiej części.
Przepraszam,że tyle na nią czekaliście,ale naprawdę ,ostatnimi czasy, źle się czuję i nie miałam żadnego pomysłu na imagin.Miałam go dodać za jednym razem,ale postanowiłam wam podawkować emocje.XD Mam nadzieje,zę WAm się spodoba mój pomysł. :D Przperaszm,ze smutny,ale tak mnie jakoś naszło ostatnio,ale mam dla Was propozycje...PODAM WAM SWOJEGO EMAILA I JEZELI SAMI PISZECIE IMAGINY,ALBO MACIE CIEKAWE POMYSŁY TO PISZCIE. JA PRZECZYTAM KAŻDĄ WIADOMOŚC I NA PEWNNO NA NIĄ ODPISZE. Jeżeli checie dedykacje,albo coś takiego prosze piszać w komentarzach. :3 Kocham Was,moje małe Aniołki.Mam jeszcze tylko jedną prośbę dodawajcie mojego bloga do obserwowanych.:D
Kocham Was i dziękuje za wytrwałość i wszystkie komentarze oraz wejścia na mojego bloga. Kocham ♥♥


 Jak myślicie ,co powie,zrobi Lou.?Wybaczy czy zostawi.? Jak potoczą się dalej losy.? Jaki Lea postawiła warunek, o którym nawet nie wspomniała.?Czy będzie pisane 'WAM' szczęście.?
A co z fankami.? 


Jeżeli chcecie poznać odpowiedzi na te pytania KOMENTUJCIE.   : - *

NASTĘPNA CZĘŚĆ IMAGINA POJAWI SIĘKIEDY TU BĘDZIE 15 KOMENTARZY.


NEXT PART- 15 KOM.

vashappenin@spoko.pl

zapraszam wysyłajcie mi swoje pomysły, kocham Was.♥
Dziękuje,że ze mną jesyeście i mnie wspieracie we wszystkim.Kocham Was moje Aniołki,Wasze komentarze dająmi kopa do dalszego pisania.

Pozdrawiam, Dropson.

Lot Of Love.

A i jeszcze zapomniałabym. 
Z okazji świąt Bożego Narodzenia pragnę Wam życzyć wszystkiego co najlepsze.Spełnienia marzeń, miłości,czułości,melanżu na sylwestrze,MELO ELO TRZY DWA ZERO, siły takiej od środka ,dzięki której pokażecie im wszystkim na co was stać.Jesteście wojowniczkami lub wojownikami. Pamiętajcie,że macie mnie i zawsze możecie na mnie liczyć. życzę Wam także dobrych ocen i dobrych i mądrych wyborów ,dzięki ,którym ukształtujecie swoją przyszłość.Kocham Wam moje Aniołki.Pamiętajcie,że jesteście silne i idealne.  ! 
NIGDY NIE POZWÓLCIE SIĘ ZMIENIAĆ BO JESTEŚCIE IDEALNE.!