środa, 12 czerwca 2013

Imagin z Zaynem.+18. / CZEŚĆ PIĄTA.

Patrzyłaś nerwowo na lekarza i nie wiedziałaś co powiedzieć.Trzymał Cię tak w niepewności przez kilka minut.
-Panie może być dawcą,ale..
-Ale co.?-zapytałaś skubiąc rękaw bluzy.
-Pani jest w ciąży.-teraz to już zamarłaś.Wcześniej miałaś pewne podejrzenia,ale nie sądziłaś,że to może by prawda. Patrzyłaś głęboko w oczy lekarza i czekałaś na to aż coś powie.-mogą byc pewne zagrożenia..
-Jakie zagrożenia.?
-Dziecko,chociaż to dopiero płód,może nie przeżyć  Pani teraz musi mieć wszystko sprawne.Od tego zależy zdrowie pani i dziecka.Odradzałbym przeszczep.
-Nie.Nie ma mowy.Ja jestem dawcą i nie odpuszczę.Ja go kocham proszę pana.
-Dobrze.To pani decyzja.Ja nie mam na nią wpływu,ale może pani chce jeszcze nad nią pomyśleć.
-Nie.JA chce ratować Zayna.
-Dobrze.Operacje wykonamy dzisiaj o 16.
-Dobrze.-powiedziałaś pusto i biegiem się udałaś do sali Zayna.Chłopcy siedzieli i gadali o czymś.Uśmiechnęłaś się do nich i usiadłaś w ciszy na fotelu.Wszyscy spojrzeli na Ciebie tajemniczo.
-Iii.?-zapytał Harry.
-Mogę być dawcą.Operacja będzie przeprowadzona dziś o 16.-powiedziałaś.Zayn zauważył.,że coś Cię gryzie.
-Chłopcy...zostawcie nas samych na chwilę.-powiedział,a oni bez słowa opuścili salę.-Co się dzieje.?-zapytał martwiąc się.
-Nic.
-Przecież widzę.
-Naprawdę nic się nie dzieje.-Zayn spojrzał na Ciebie zmartwiony.
-Powiedz mi...
-Jestem w ciąży.-powiedziałaś,a Zayn zamarł.Patrzyłaś na niego i nie wiedziałaś co powiedzieć.
-To.to wspaniale..
-Nie.To nie wspaniale. Nie rozumiesz,że nasze dziecko może umrzeć.-powiedziałaś,a w Twoich oczach zebrały się łzy.Dopiero teraz to do Ciebie dotarło.
-Przeszczep odpada.-powiedział Zayn.
-Aleee...-zaczęłaś.
-Nie ma mowy.
-Ja się już zgodziłam.-Zayn spojrzał na Ciebie i nie odrywał od Ciebie wzroku. -Powiedz coś.-nadal milczał.
-Jak możesz narażać życie naszego dziecka...
-Ale ja wiem,że wszystko będzie dobrze.Ja to czuje. Decyzja już jest podjęta.-powiedziałaś.
Zayn nic nie powiedział.Odwrócił się do Ciebie plecami i usłyszałaś tylko ciche pociągnięcie nosem.Usiadłaś za Zaynem i delikatnie położyłaś rękę na jego ramieniu.
-Kochanie...-zaczęłaś.Cisza. -Proszę nie reaguj tak.-poprosiłaś cicho.
-A jak mam zareagować.Mam się cieszyć z tego,że narażasz życie naszego dziecka.?
-Nie.Masz się cieszyć,że ratuje Twoje życie.-Zayn po raz kolejny zamilkł.Nie chciał najwyraźniej rozmawiać na ten temat.Zabrałaś rękę z jego ramienia i spuściłaś głowę.
-Do zobaczenia potem.-powiedziałaś cmoknęłaś go w policzek i opuściłaś salę.Czułaś się dziwnie.Niby się nie pokłóciliście,ale Zayn..On był zły.Na Ciebie.Na to wszystko.Na siebie.Za wszystko.Poczułaś jak w Tobie też zaczyna narastać złość.
-[T.I]..co jest.?-zapytał Liam kładąc ręce na Twoich ramionach.Spojrzałaś mu obojętnie w oczy i nic nie odpowiedziałaś.-No mów.Coś z Zaynem.?
-Nie.Wszystko w porządku.
-Pokłóciliście się.?
-Nie.Liam wszystko jest okey.
-Ale..
-Wszystko w porządku.!-uniosłaś się i zepchnęłaś jego ręce ze swoich ramion. Wybiegłaś ze szpitala.Powoli przemierzałaś ulice Londynu.Była godzina po 13 więc miałaś jeszcze czas żeby to wszystko sobie przemyśleć.Jednego byłaś pewna.Chciałaś być dawcą. Podniosłaś do góry głowę i zobaczyłaś duży kościół.Chwilę zastanowiłaś się i weszłaś do niego.Weszłaś niepewnie do środka.Było pusto.Usiadłaś w ostatniej ławce. Przeżegnałaś się.Nie wiedziałaś co masz mówić.Tak dawno nie byłaś w kościele, a to wszystko przez to,że Twój ojczym nie wierzył w Boga.Za każde udanie się do kościoła dostawałaś. Bił Cię za byle co.W Twoich oczach pojawiły się łzy.
-Boże..-wyszeptałaś.-Pomóż mi.Błagam Cię.-szeptałaś i próbowałaś powstrzymać łzy.-Wiem.Nie jestem najlepsza,ale zmienię się.Obiecuje.Zrobię wszystko,żeby się zmienić..ja się zmienię tylko uratuj Zayna..Błagam.-nie miałaś pojęcia co masz mówić.Zapomniałaś jak powinnaś się modlić.-Ja..przepraszam za wszystkie złe rzeczy..przepraszam.-rozpłakałaś się.
-Nie płacz dziecko.Bóg kocha nas wszystkich.-usłyszałaś lekko zachrypnięty głos.Odkręciłaś się i zobaczyłaś młodego księdza.Popatrzyłaś na niego.-Co się dzieje.? Jestem tutaj żeby Ci pomóc.
-Bo proszę księdza...ja już nie mam siły. -wyznałaś.
-Jak to nie masz siły.
-Mój chłopak jest w szpitalu.Ja jestem w ciąży.On potrzebuje nerki.Ja mogę być dawcą,ale nasze dziecko może umrzeć.
-A Ty co chcesz zrobić.?
-Ja chce być dawcą.
-I jaką podjęłaś decyzje.?
-No,że zostanę dawcą,ale jemu się to nie podoba.
-A co Twoi rodzice na to.?
-Nie mam rodziców.Mam ojczyma,ale uciekłam od niego.
-Chcesz o tym mówić.?-pokiwałaś przecząco głową.Nie byłaś gotowa żeby o tym mówić.-Posłuchaj jeżeli tak zadecydowałaś Bóg będzie stał za Tobą.On Cię kocha.
-Ale ja nie chodziłam do kościoła.
-To nic. Bóg patrzy na to co masz w sercu.Jeżeli masz dobre zamiary pomoże Ci,jeżeli złe..przeszkodzi. Nie możesz przestać wierzyć w to,że będzie dobrze.-powiedział.Spojrzałaś na niego i nie wiedziałaś co masz powiedzieć.-Zostawię Cię samą.Pamiętaj..Bóg jest wszędzie i zawsze Cię wysłucha.-ksiądz powoli odszedł.
-Boże bądź ze mną.-powiedziałaś i zaczęłaś odmawiać modlitwę,którą nauczyła Cię babcia. Kiedy ją odmówiłaś gorzko zapłakałaś.Żałowałaś swoich błędów.Opuściłaś kościół napełniona wiarą i nadzieją.Udałaś się do szpitala.Zayn nadal siedział sam w sali.Zapukałaś cicho.Zyn kiwnął lekko głową.
-Zayn...-odwrócił się .Podeszłaś do niego,a on wyciągnął ręce chcąc Cię przytulić.
-Przepraszam kochanie.To była Twoja decyzja i ja po prostu źle zareagowałem,ale martwię się.-wyznał,a Ty go przytuliłaś.Malik wtulił się w Ciebie.
-Bałem się,że już nie wrócisz.-powiedział.
-Jak mogłeś tak w ogóle pomyśleć.Kocham Cię nad życie.-powiedziałaś głaskając go po głowie.Zayn nadal milczał.-Spójrz na mnie...-poprosiłaś. Wykonał polecenie.Ujęłaś jego twarz w dłonie.-Teraz Ty jesteś najważniejszy.Jeżeli coś pójdzie nie tak masz być nadal szczęśliwy,rozumiesz.? Nie możesz się poddać.Nie możesz.Cokolwiek by się działo masz być silny kochanie.-powiedziałaś i czule cmoknęłaś go w nosek.Zamknął oczy,a spod jego czarnych rzęs spłynęło kilka dużych łez.Otarłaś je.-Kochanie...chce żebyś pamięta,że ja Cię bardzo,ale to okropnie bardzo kocham.-złożyłaś czuły pocałunek na jego ustach.Oddał pieszczotę z taką samą delikatnością.Przedłużył pocałunek obejmując Cię w tali.Lekko się uśmiechnęłaś.
-Kocham Cię.-wyszeptał,a do sali wszedł lekarz.
-Przepraszam.Chciałem powiedzieć,że chcemy Was już przygotować do operacji.
-Oczywiście.-czule pocałowałaś Zayna i wyszłaś z sali.Tobą zajęły się dwie pielęgniarki.Po godzinie 16 byliście już oboje gotowi.Zaczęłaś się bać iedy wieźli Cię na sale operacyjną.

-Oczami Liama.-

[T.I] i Zayn są już na sali operacyjnej.Denerwuje się .Cholerni,a co jeżeli jedno z nich umrze.? Nie..Nie mogę tak myślęć.Siedziałem najbliżej drzwi do sali i chowałem twarz w dłonie.Żaden z nas się nie odezwał.Wszyscy baliśmy się tak samo. Ciagle było słychać tylko jakies pikania i rozmowy lekarzy.Starałem się jak najwięcej z nich wychwycić,ale nie wychodziło mi to najlepiej. Szczerze mówiąc to denerwowałem się jeszcze bardziej niż [T.I] czy Zayn. On był dla mnie jak ojciec. Zastępował mi go przez ostatnie lata.Pomagał mi i uczył wszystkiego.Po prostu kochałem go ,tak jak kocha się ojca.Znaczył dla mnie bardzo wiele.
Godziny mijały jak minuty. Pierwsza godzina.Druga godzina.Trzecia godzina. Czwarta godzina.Piata godzina.Szósta, i nagle na sali zapadła cisza.
-Doktorze..ratujmy ją..-usłyszałem głos pielęgniarki.Spojrzałem na chłopaków.Wszyscy mieli taki sam wyraz twarzy.Słychać było jak tworzy się zamieszanie na sali operacyjnej.Było słychać tylko jedno pojedyncze pikanie i cisza.Potem znów pikniecie i cisza.
-Wywieźcie go stąd już.-usłyszeliśmy polecenie lekarza, a po chwili naszym oczom ukazał się Zayn.Była taki słaby,taki..bez życia. W moich oczach zebrały się łzy.
-Szybko..idźcie po trzy jednostki krwi..-o dziwo słyszeliśmy wszystko bardzo dokładnie. Zajrzałem przez szybę do środka. To co zobaczyłem..rozwaliło mnie od środka.Nie..nawet nie umiem tego opisać.To było zbyt drastyczne,żebym mógł opisać to słowami.Po upłytwie pół godziny zapadła głucha cisza na sali.Nikt się nie odzywał.Nic nie pikało, a co było najgorsze..nie było słychać żadnej aparatury ani nic. Nagle z sali wyszedł lekarz.
-I co.?Co z nią.?-zapytał Niall i rozpłakał się .Lekarz popatrzył na nas i zacisnął wargi w cienką linie.
-Niech pan mówi..Błagam. - powiedziałem z bólem,który wykrzywiał moją twarz.Lekarz spojrzał głęboko w moje oczy i otworzył usta ,ale po chwili je zamknął.
-No niech pan coś w końcu powie. Kurwa mać.-powiedział Louis podtrzymując Harrego,który szlochał w  jego rękaw.
-Ona..-zaczął.
__________________________________________________________________________

Hi.
Kochani już jest coraz lepiej prawda.? Przynajmniej nie czekaliście ponad 2 miesiące na następną część.Dziękuje za wszystkie komentarze i wejścia na mojego bloga.Jeżeli możecie to dodajcie go do obserwowanych.Przypominam o ankietach ,w których nadal możecie głosować. Jeżeli chcecie piszcie w komentarz jak Wy byście zakończyli tego imagina.Mam nadzieje,ze Wam się spodoba.
Kocham Was.!
Pozdrawiam,Vas_Happenin.?!
A i jeszcze jedno. PRZEPRASZAM,ŻE TAK KRÓTKO.

Kolejna część - 14 komentarzy.